Na PWr zwykliśmy podśmiewać się ze studentów uniwerku, że będą z nich typowi „informatycy uniwersyteccy”, oderwane od rzeczywistości nerdy, co chodzą po firmie mamrocząc pod nosem mam tu taką fajną klasę, gdzie by ją teraz zaimplementować
. Śmiesznie było.
W tym tygodniu dostałam możliwość pobawienia się nową zabawką. Na razie do zrobienia jest jeden, nieduży w sumie projekt; perspektywicznie — wymyśliłam już całą górę różnych fajnych rzeczy, które w ten sposób można zrobić łatwo i efektownie. Przedstawiłam kołorkerom niezbite argumenty, że to ma głęboki sens, a na dodatek marketing będzie mógł sprzedawać efekt za grubą kasę.
Teraz siedzę i sama z siebie się śmieję, mrucząc pod nosem mam tu taką fajną klasę, gdzie by ją jeszcze zaimplementować
…
Różnica jest zasadnicza — oni owe klasy będą wstawiać nawet tam, gdzie to nie ma choćby cienia sensu :>
Zabawne jest to, że na UAMie tak samo się mówiło o tych z PP – że to oderwane od rzeczywistości nerdy. Tyle, że nam chodziło o rzeczywistość faktycznie nienerdowską, więc nietechniczną – kontakt z humanistami (a szczególnie humanistkami ;), kulturą, sztuką..
Yyyyyy, mówisz, że tam naprawdę jest jakieś życie za firewallem, Grzegorzu?